niedziela, 27 października 2019

Nynäshamn jesiennie

To był nasz pierwszy rejs promem, kupiony okazyjnie na Polferries, 280 zł za cztery osoby ze śniadaniem.
Gdańsk- Nynäshamn, 18 godzin bardzo przyjemnego rejsu, z atrakcjami na pokładzie, pysznym jedzeniem i miłą atmosferą.
Podglądałam okolice Nynäshamn w internecie i polecam poszukać atrakcji na własną rękę. Odkryłam zupełnie inny świat niż pokazywany na blogach, piękną Szwecję i wróciłam zauroczona.



Zacznę od promu - Polska Żegluga Bałtycka SA Polferries, prom Nova Star. Duży, nowoczesny, pełen udogodnień i miejsca do wypoczynku. Kajuta z oknem, dość przestronna, z własną łazienką. Na pokładzie fotele lotnicze do odpoczynku, bary i restauracje, miejsca konferencyjne. Ze wszystkiego można korzystać bez ograniczeń. W Piano Bar spędziliśmy większość wieczoru, popijając piwo i słuchając muzyki na żywo. Tańczyć też można było, a jakże:) Obsługa Polferries jest bardzo pomocna, uprzejma i pozytywnie nastawiona. Czujesz się gościem. Sklepy oczywiście są, jeśli kogoś interesuje.





Nynäshamn to malutka miejscowość portowa, doskonale skomunikowana ze Sztokholmem. Niedaleko zejścia z promu znajduje się stacja kolejowa a pociągi do stolicy odjeżdżają co godzinę.
My jednak zostaliśmy w Nynäshamn i udaliśmy się do uroczego portu. W informacji turystycznej nic ciekawego się nie dowiedzieliśmy jednak poziom języka angielskiego pani był imponujący. W cichym porcie majaczyły łodzie, było przytulnie, lampki zapamiętam na zawsze.




Udaliśmy się w miejsce z góry upatrzone...na mapach google. Mała wyspa Trehörningen w niedalekiej odległości od portu. Tam była prawdziwa, ukochana Szwecja ze świętym Mikołajem na dachu radośnie machającym do nas. Co prawda nie był to jeszcze czas Bożego Narodzenia jednak pan w niebieskim kombinezonie naprawiający swój dach do złudzenia przypominał świętego. Nie mogę sobie darować, że nie zrobiłam mu zdjęcia gdyż widok jego na dachu i jego żony asystującej z dołu pozostał w głowie na zawsze. Oni dodatkowo mieli tak piękny dom, dekoracje przed  nim...moja bajka!








Szliśmy spokojnie, podziwiając widoki i miejscową architekturę, z każdym krokiem coraz silniej ciesząc się tym miejscem. Ile tam było bajkowych szczegółów, detali i dekoracji, jakie domki.... Na końcu naszym oczom ukazał się hotel Nynäs Havsbad ze strefą spa, lampionami przed wejściem. Zbliżał się zmrok a ja...poczułam się jak we śnie. Tam już mogłam zostać! Ta wyspa to najpiękniejsze miejsce w Nynäshamn, znalezione na własną rękę przez wielogodzinne "zwiedzanie" mapami google.
Mocno zachęcam do poszukiwań. Wszędzie da się znaleźć coś, co nas osobiście zauroczy i doda skrzydeł.
 

Z wyspy udaliśmy się do centrum miasta na zakupy. W sklepie z artykułami do wnętrz miła pani po szwedzku zachwalała produkty, już było czuć święta. Konik z Dalarny też był a to mój ulubiony symbol Szwecji.  I był też market Maxi Ica, gdzie obkupiliśmy się w pastę kawiorową, dekoracje świąteczne i lampki z papierowymi abażurami w kształcie gwiazd. Niby takie same są w Ikea...ale tam nie przyszłoby mi do głowy kupić.:)

To była prawdziwa Szwecja, prowincjonalna i przytulna. Poszukiwałam jej dwa lata wcześniej w Sztokholmie z marnym skutkiem. Warto było, bardzo warto!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli spodobał Ci się post, chcesz wziąć udział w dyskusji lub uzyskać wskazówki, napisz komentarz

Zachodnia Irlandia - Galway

  Piszę tego posta po dwóch miesiącach od powrotu z Irlandii.W tym czasie moje wspomnienia związane z podróżą zdążyły się ułożyć, dojrzeć i ...